Książka Imoli Julianny Szabó wciąga nas w bohaterskie światy. W czas legend.
Polskie baśnie, zamierzchłe wierzenia, klątwy i ozdrowienia. Gdy święte i syreny, diabły i straszydła, królewny i wilkołaki chodziły po ziemi. Przy czym każde robi to raz za razem pięknymi słowami. Przemierzamy z nimi krakowskie mosty pokryte kocimi łbami, warszawskie katakumby, wnętrza Wzgórza Wawelskiego. A z naszych ust gwiżdże wiatr.
A niechby ojciec stał się psem, nie żałowałbym. Ale on jest kielichem. Leje się czerwone wino.
Spomiędzy magicznych zdań wygląda dziedzictwo i trucizna. Krzyż błotnistych dusz, który następnego dnia po prostu się ulatnia. Musi. Autorka nakreślonymi na nowo bajkami rzuca światło na bohaterów, na krajobrazy serca. Szatańskie tempo. Delikatne drżenia. Zgarbione ptaki, nocne spiski, otchłanie ognia. Tajemnice i pokłady blasku.
Uczy żyć w wierzeniach i poza nimi.
Kornlia Deres
***
Gdy dawniej wyobrażałam sobie rodzime baśnie, widziałam odważną Wandę, zawadiakę Mistrza Twardowskiego umykającego na kogucie, smoka wawelskiego chłepczącego wodę z Wisły aż pęknie... Te historie żyją w każdej osobie, która miała styczność z polskimi bajaniami, są częścią naszej kultury. Co się jednak stanie, gdy zbliżymy się do ich bohaterów na wyciągnięcie ręki? Lub wejdziemy w ich skórę?
Imola Julianna Szabó dokonuje rzeczy niezwykłej wprowadza nas w baśniowe mikrokosmosy od strony nieoczywistej dla polskiego czytelnika. Zamraża wartką opowieść w jednym punkcie i sprawdza. Co czuje postać? Co my czujemy?
Opowieści snute w Złocie zmałych, srebrze księżyców zdecydowanie przekraczają granicę między dzieciństwem a dorosłością, między współczuciem a współodczuwaniem. Oszałamiają aktualnością. Dogłębnie oczarowują, lecz przynoszą też ból i łzy. Jak życie.
Monika Jurczak