Autor Świetlistego snu podróżuje intensywniej i mądrzej niż zwykły turysta, można wręcz powiedzieć, że opuszczając rodzinny zakątek odbywa jednocześnie dwie wędrówki. W pierwszej towarzyszy mu bliska sercu Anna, uścisk jej dłoni, ich obojga zauroczenie śródziemnomorskim krajobrazem. Otaczają ich zapachy, głosy ptaków i przechodniów, wspólnie wędrują smakują również siebie, pamiętają o przykazaniu Zbigniewa Herberta, aby nie tylko oczami, ale także dotykiem poznać szorstkość ziemi. Zarazem przecież każda podróż jest dla Kłoczowskiego zejściem w sztolnię pamięci, podążaniem śladami zmarłych pisarzy: Rainera Marii Rilkego i Henryego Millera, Patricka Leigh Fermora i Adama Wodnickiego. Podróżnik odnajduje równowagę między melancholią, jaką budzi świadomość przemijania a dławiącą gardło radością, między rozczarowaniem a zachwytem. Wie, że ofiarowanym nam darem i jednocześnie zadaniem jest jak pisał jeden z jego mistrzów zawsze żyć w cudzie.