Mieli piękne życie. Dom, praca, dzieci. Podobnie jak my. Czasem pod górę, czasem w dół, zwykłe sprawy. Zupełnie jak u nas. Nagle wszystko się skończyło. Zmieniło w strach, ucieczkę i pożegnania. Z dnia na dzień wszystkie kolory stały się szare i zimne. Na jednym niebie przestało świecić słońce. To, co bezpieczne, znane, bliskie, stało się odległe jak kosmos. Nierealne.
Nasze własne "na co dzień" też nagle zamilkło, choć nasze piękne życie - dom, praca, dzieci - trwa dalej. Tylko stało się ważniejsze, bo bardziej kruche niż wczoraj.
Tyle uczuć, a brakuje słów. Wszystkie dotąd znane stały się zbyt lekkie, jakby opustoszały w środku. Wstydzą się swojej bezradności. Że nic nie znaczą, że zostały tam, w tamtych domach, na tamtych podwórkach i drogach. Utknęły po drugiej stronie. Po tej rodzą się nowe, mieszają w językach, brzmią niby obco, ale bardzo znajomo, rozpoznawalnie. Wzruszenie, lęk, obecność potrzebują słów. Nauczą się słyszeć i rozumieć. Żebyśmy mogli, jak rodzina, żyć razem.
Iwona Zabielska-Stadnik, redaktor naczelna