Opowiadanie z elementami psychologiczno-filozoficznymi.
Na odludnej plaży, u schyłku dnia, narrator spotyka Nieznajomego, który w desperackim odruchu zwierza się jemu, po czym odchodzi. Niecodzienne okoliczności sprawiają, że narrator dopiero po kilku godzinach zdaje sobie sprawę z wagi tego, co się wydarzyło. Postanawia odnaleźć Nieznajomego. Ku własnemu zaskoczeniu odkrywa, że poszukiwania wiodą go również w głąb siebie; przybliżając się do rozwiązania zagadki Nieznajomego, poznaje coraz lepiej siebie."Głos uwiądł mu w gardle. Obserwowałem go kątem oka i miałem wrażenie, że całym wysiłkiem woli stara się powstrzymać łzy. Jego ciałem wstrząsały dreszcze, ale przed tym nie mógł się już obronić ani ukryć tego. I myślę, że świadomość tej niemocy męczyła go dodatkowo.
- Tymczasem - zaczął po dłuższej chwili - osądzony po pozorach, spotykałem się z pogardą, nienawiścią, w najlepszym razie z obojętnością. Nawet najbliżsi odwrócili się wtedy ode mnie. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Kobiece łzy, lament - są takie sugestywne..."