Marta Fox, katowiczanka, Ślązaczka w pierwszym pokoleniu, pisze swoją balladę o mieście nad Rawą. A w balladzie o tym, jak się odnaleźć pomiędzy polszczyzną ze wschodnim zaśpiewem a śląską godką, pomiędzy traumą z dzieciństwa, związaną z wojenną przeszłością ojca, górnika bez czapki z piórami, a pragmatyzmem śląskiego bytowania w tradycyjnej kamienicy. To rzecz o miejscach, w których autorka zapuszczała korzenie i o ludziach, z którymi się przyjaźni/przyjaźniła.
Jest w tej opowieści nadwrażliwość dziewczynki, której podcinano skrzydła, konsekwencja nauczycielki i upór pisarki, próbującej podążać własną ścieżką. Głównym bohaterem jest jednak magiczne miasto, które "nie wierzy łzom, tylko czynom", miasto w ruchu i zmianach, ze swoimi dzielnicami, zakamarkami, ulicami, teatrami, bibliotekami, kawiarniami, rozbudowywane nieustająco, mające zaczarowany klimat i zadziwiającą moc przyciągania. To bardzo prywatne spojrzenie, to także świat, który odchodzi, dlatego warto go ocalić nie tylko w fotografiach.
Zapewniamy, takiej opowieści o Katowicach jeszcze nie było! [Od Redakcji]