Chorągiew wojewody pomorskiego Denhoffa, rzucona w tym czasie do boju na rozkaz króla, szybko uległa przeważającej sile wroga. Nadszedł decydujący moment boju kawalerii. Król nakazał zwrot ku oskrzydlającym prawe skrzydło Turkom swoim chorągwiom husarskim, które poprowadził do kontrataku. Manewr ten jednak zbiegł się chyba w czasie z czołowym atakiem tureckim, może nawet niezbyt silnym, bo tylko wiążącym, ale towarzysze polscy z centrum i lewego skrzydła uznali w ferworze walki manewr husarzy za odwrót. Doszło do wybuchu paniki i jazda polska wraz z tymi dragonami Jabłonowskiego, którzy zdołali dosiąść koni, rzuciła się do ucieczki, ścigana według różnych relacji na przestrzeni od pół mili do nawet trzech mil, czyli ponad dziesięciu kilometrów. Ta chaotyczna ucieczka była możliwa głównie przez poświęcenie większej części jednostek dragońskich, wchodzących z kolei w skład grupy hetmana, których spieszeni żołnierze, na skutek zbyt pochopnego rozkazu Jabłonowskiego, położyli głowy pod szable tureckie.
Jan III Sobieski uchodził w towarzystwie zaledwie siedmiu jeźdźców. Koniuszy koronny Marek Matczyński podtrzymywał wtedy króla za rękę i podbródek, inny z towarzyszy ucieczki za drugą rękę, a koń niezwykłej siły, gdyż taki tylko był w stanie unieść monarchę ponad lwiej postury, przeskakiwał kolejne przeszkody